Srebrno-złoty pierścionek z czarnym diamentem

Karbonado, czyli czarny diament

Czerwiec 28, 2017

Sex and the City

Nie jestem wielką fanką serialu Sex and The City, ale akurat przytrafiło się, że oglądałam odcinek, w którym Mr. Big oświadczył się Carrie Bradshaw dając jej pierścionek z czarnym diamentem. Powiedział wtedy, że klejnot jest inny niż wszystkie, podobnie jak ona. Myślę, że ta scena zapadła w pamięć wielu osobom i znacznie zwiększyła popyt na diamenty w tym kolorze. Było to, z tego co pamiętam, w 2010 roku. Niedługo potem za niebotyczną dla mnie sumę nabyłam swój pierwszy sznur czarnych diamentów. Nie miałam wyjścia, musiałam je mieć i nigdy nie żałowałam tego zakupu.

Klienci byli zachwyceni. Od razu pojawiły się zamówienia na pierścionki, wtedy jeszcze dość surowe w formie lub zestawy z diamentami i czarnymi spinelami. To był początek mojej pracy z karbonado. Jakiś czas później wykonałam te długie, niesamowicie błyszczące kolczyki z oksydowanego srebra.

Czy to naturalne diamenty?

Czarne diamenty są naprawdę niezwykłe. Są wytworem natury, choć nie zachowują się jak inne diamenty. W przeciwieństwie do białych, czy kolorowych brylantów (fancy) nie oddają i nie rozszczepiają światła, pochłaniają je i są nieprzejrzyste. Karbonado są bardziej porowate niż pozostałe diamenty, ale są to nadal kryształy węgla choć o innej, polikrystalicznej strukturze. Wyglądają jakby były „sklejone” z milionów maleńkich kryształów. To odróżnia je do białych i kolorowych diamentów, które mają strukturę monokrystaliczną. Taka budowa karbonado sprawia, że są one niezwykle twarde i trudne do szlifowania.

Według jednej z teorii czarnym diamentom przypisuje się pozaziemskie pochodzenie. Naukowcy z Florida International University i Case Western Reserve University doszli do wniosków, że karbonado formowały się w bogatym w wodór środowisku międzygwiezdnym, poza Układem Słonecznym. Powstały najprawdopodobniej w wyniku wybuchu supernowej a ich skład chemiczny wykazuje podobieństwo do pyłu kosmicznego. Na Ziemię miały trafić wraz z meteorytem. Teorię tę potwierdza fakt, że karbonado występują w zasadzie w dwóch miejscach na świecie. Pierwszy czarny diament został znaleziony w Brazylii około 1800 roku. Później złoża odnaleziono również w Środkowej Afryce. Karbonado, w przeciwieństwie do białych i kolorowych diamentów, odkrywano praktycznie na powierzchni ziemi, a nie głęboko pod nią. Pomiary atomowe czarnych diamentów wskazują, że pochodzą one sprzed prawie czterech miliardów lat, a na Ziemię trafiły znacznie później wraz z deszczem meteorów, który doprowadził do wymarcia dinozaurów. Karbonado są więc znacznie starsze niż inne odmiany diamentów.

Na rynku dostępne są czarne diamenty, których kolor jest w 100% naturalny i powstał w trakcie formowania minerału oraz wzbogacane – poddawane procesom grzewczym. Czasami kolor jest wynikiem bardzo licznych inkluzji. Nie muszę zapewne dodawać, że najcenniejsze i najrzadsze są te należące do pierwszej grupy.
Kolor brylantów fancy pochodzi od „zanieczyszczeń” geologicznych takich jak azot, wodór, czy bor. Czarne diamenty swój kolor zawdzięczają grafitowi.
Czarne diamenty wyglądają wspaniale w biżuterii ponieważ idealnie komponują się ze wszystkimi metalami szlachetnymi. Są to właściwie jedyne diamenty, które świetnie sprawdzają się w biżuterii męskiej. Są eleganckie i stonowane, błyszczą, ale nie można ich określić mianem „świecidełek”.

„Przeklęty Orłow”

Najsłynniejszym czarnym diamentem jest „Czarny Orłow”. Klejnot ten zachwycał i wzbudzał lęk, ponieważ wierzono, że został przeklęty. „Orłow” znany był też pod drugą nazwą – „Oko Brahmy”. Legenda głosi, że diament został skradziony z hinduskiej świątyni, gdzie zdobił posąg boga, a kapłani w zemście rzucili klątwę na jego przyszłych właścicieli. Tak naprawdę nie ma żadnych dowodów na to, by kamień pochodził z Indii, ponieważ nie udokumentowano żadnych złóż czarnych diamentów w tym regionie. Co ciekawe, nie wiadomo również jak i kiedy Orłow trafił do Rosji, ani nie ma pewności po kim nosi swoją nazwę. Jest to zdecydowanie najbardziej tajemniczy klejnot w historii.

W 1932r. nieznany handlarz sprzedał kamień jubilerowi o nazwisku J. W. Paris, który wywiózł go do Stanów. Niedługo po zakończeniu transakcji skoczył on z dachu wieżowca w Nowym Jorku. Czarnemu Orłowowi przypisywano jeszcze dwie „ofiary”. Były to rzekomo inne właścicielki kamienia – księżna Nadieżda Pietrowna Orłowa oraz Leonilla Bariatinskaja. W rzeczywistości obie panie dożyły sędziwego wieku (90 i 102 lat), więc teoria związku ich samobójczej śmierci z diamentem jest nieprawdziwa. Legendę tę wymyślono zapewne by przysporzyć Orłowowi popularności i zwiększyć jego wartość rynkową.
Kolejny właściciel kazał podzielić Orłowa na 3 mniejsze kamienie, co miało być sposobem na przełamanie klątwy. Jego oprawienie zlecono firmie Cartier. Klejnot o masie 67,5-karata zakuto w platynę i otoczono mniejszymi białymi brylantami. Również łańcuszek został ozdobiony brylantami. Kontrast między kamieniami podkreśla urodę Orłowa. Dzięki wykonaniu tej biżuterii marka Cartier zapoczątkowała modę na ozdoby z czarnymi diamentami, a zainteresowanie ich kupnem błyskawicznie wzrosło. Historia dwóch pozostałych części „Oka Brahmy” pozostaje niestety tajemnicą.

W 1995 roku Czarny Orłow został sprzedany na aukcji za 1,5 miliona dolarów. W 2004 roku po długich negocjacjach Orłow trafił w ręce nowego właściciela – Dennisa Petimezasa, który ogłosił, że klejnot przyniósł mu szczęście. W 2006 roku diament trafił do Kaliforni i miał stać się atrakcją czerwonego dywanu na gali Oscarów. Nominowana do nagrody Felicyty Huffman miała go ponoć na szyi podczas gali Oskarów. Niestety nie ma ani jednego zdjęcia, które by o tym świadczyło. Aktorka podobno zdjęła klejnot bardzo szybko. Czyżby przestraszyła się jego złej sławy? W tym samym roku Orłow został wystawiony na aukcji Christie’s w Nowym Jorku. Wylicytował go anonimowy nabywca za jedyne 360 000 dolarów. Nikt nie wie, kto jest obecnym właścicielem Czarnego Orłowa i gdzie ten klejnot się znajduje.

Jeśli spodobały się Wam te wyjątkowe kamienie, zapraszam do mojej galerii prac z czarnymi diamentami, na szczęście kilka mi jeszcze zostało:)